poniedziałek, 2 maja 2016

Terapia bezinterferonowa dzień 6

30 maja w nocy zabrało mnie pogotowie z domu .Wieczorem zaczęłam czuć się źle ,bolała mnie głowa i miałam wciąż mdłości . Z godziny na godzinę ból nasilał się .Wpadłam na pomysł zmierzenia ciśnienia 170 \100.Walczyłam z chęcią wymiotów , nie mogłam sobie na nie pozwolić ,bo w żołądku była wieczorna porcja leku !!. Ból głowy odbierał mi logiczne myślenie . Nie wiedziałam co robić .Piszę sms do lekarza prowadzącego , szybka odpowiedź ."Pogotowie ,SOR ,badania i konsultacja telefoniczna z odziałem zakaźnym ."Dzwonię pod 112 jestem tak zdenerwowana ,że nie pamiętam ulicy gdzie mieszkam . Karetka przyjechała błyskawicznie i zabrali mnie do szpitala . Dzieci przerażone ,ostatkiem sił mówię ,żeby poprosiły sąsiadkę o opiekę . W drodze do szpitala wciąż robi mi się słabo , w rękach ściskam torebkę z lekami .Myślę sobie nie mogę zemdleć, bo podadzą mi jakieś leki i cała kuracja na nic . W szpitalu tłumaczę bez składu  i bezsensownie i terapii lekach i tym ,że nie mogą mi nic podać .Proszę o konsultacje z oddziałem zakaźnym w Lublinie z lekarzem dyżurnym . Ciśnienie podnosi się do 190/110 .Zaczynają cierpnąć mi dłonie , ręce a potem nogi .Tracę czucie ,zaczynam panicznie bać się ,że umieram ,płaczę ....Nie mogę nawet zadzwonić do dzieci pożegnać się ,czuję ,że cierpną mi usta i coraz trudniej mi się oddycha . W bezsilności płaczę i mówię ,że boję się ... nie zostawiajcie mnie samej ... Ból głowy sięga granic absurdu .Myślę sobie  " Boże proszę Cię nie pozwól mi umrzeć "
W końcu nadchodzi pielęgniarka ,lekarz ,udało się dodzwonić do Lublina .Podają mi leki ,kroplówkę .
Zapadam w pół sen ,wszystko wydaje mi się dalekie ,a ja niby słyszę co się dzieje dookoła ale nie mogę nic zrobić . To trwa jakiś czas ,nie wiem ile ,w końcu leki zaczynają działać .Ciśnienie spada powoli ,cofa się bezwład i odrętwienie ciała ,mogę normalnie oddychać .
Zostaje do rana na SORZE , trochę drzemie , kroplówka powoli sączy się . Ból głowy zmniejsza się .
Rano jest już tylko 110/70.
Dostaje wypis i mogę iść do domu . W niedzielny poranek wracam powoli na piechotę do domu ,przysiadam na każdej ławce po drodze . Nie mam siły ,kiedy docieram do siebie ,jestem cała spocona .
Następny dzień powoli dochodziłam do sił . Dziś jest już dobrze . Kolejna porcja leków leży na stole ,a ja wierzę ,że mi się uda i nie poddam się . Zaczynam czuć wpływ leków na organizm .Skóra na ciele delikatnie swędzi ,najgorzej twarz ,chodzę i ciągle się drapię ,ale jest to do wytrzymania .