wtorek, 11 października 2011

Pasztet z korpusów i wątróbki w słoikach

Po niedzielnym rosole zostały mi dwa korpusy i trochę rosołu na dnie baniaka . Myślałam jak to wykorzystać i tak powstał pasztet . Daleko mu do wykwintnego pasztetu, ale jest na pewno bez konserwantów i innych dziwnych dodatków . Pachnie wątróbką czosnkiem i pieprzem . Na pewno byłby bardziej atrakcyjny wizualnie i jeszcze smaczniejszy gdyby dodać do masy podsmażone na maśle i pokrojone pieczarki .
Kupiłam 30 dkg świeżej wątróbki drobiowej , na patelni roztopiłam dużą łyżkę stopionej słoniny , pokroiłam duża główkę cebuli i lekko ją podsmażyłam , potem dodałam wątróbkę . Wystarczyło 5 minut aby straciła kolor surowego mięsa i apetycznie zrumieniła się na brzegach , podsypałam ją hojnie majerankiem.

Od korpusów oddzieliłam części miękkie i zmieliłam w maszynce do mięsa , wątróbka i usmażona cebula też wylądowały w maszynce do mięsa . Praktyczna porada to taka ,że na koniec mielenia wrzucamy kawałek suchej bułki wypchnie ona masę mięsną ukrytą w zakamarkach maszynki . Zmieliłam też kawałek pietruszki i marchewki z rosołu .

Rosół mocno podgrzałam i dodałam 3 duże łyżki kaszy mannej , spęczniała i "wypiła" cały rosół , wtedy dodałam przemielone składniki, przyprawy czyli suszony czosnek, słodką paprykę, pieprz zwykły i miksowałam końcówką blendera .
Gdybym miała pieczarki to podsmażone i pokrojone w mała kostkę w tym momencie dodałabym do masy i wymieszała łyżką .

Masę podgrzałam na małym ogniu ciągle mieszając i nakładałam łyżką do małych słoiczków , potem pasteryzowałam godzinę na maleńkim ogniu jednego dnia i godzinę następnego .

Pewnie było by łatwiej wyrzucić korpusy do śmietnika a resztkę rosołu wylać ale sztuką jest zrobienie i wykorzystanie wszystkiego co gotujemy nawet te najskromniejsze rzeczy . Tym sposobem mam 7 słoiczków pasztetu:) który poratuje mnie gdy zajdzie potrzeba .

piątek, 7 października 2011

Pierwsza wypłata -lodówka

Moja lodówka którą miałam była z roku 1983 , ciągnęła masę prądu i uszczelki już wcale nie trzymały . Rozmrażałam ją raz na tydzień często myślałam ,że jakbym miała energooszczędną lodówkę to rachunki za prąd na pewno były by niższe . Dzięki pracy w banku w końcu moje marzenie się spełniło , trafiłam w komisie na lodówkę w idealnym stanie . Kosztowałam 300zł i postanowiłam ,że kupię ją na pamiątkę pierwszej wypłaty .Jest co prawda ciut zbyt duża jak na moje potrzeby ale ciągnie bardzo mało prądu bo ma wysoką klasę energetyczną na dodatek pracuje tak cicho ,że jej prawie nie słychać . Bardzo się cieszę z tego zakupu , a dzieci ciągle podchodzą do niej otwierają i nie mogą się nacieszyć .


W sprawie mieszkania byłam u adwokata , są u nas darmowe porady i powiedział ,że on jeszcze takiej sprawy nie widział i musi poszukać w przepisać . Zeskanował moją umowę i jak będzie wiedział już co i jak zadzwoni do mnie . Dostałam tez reprymendę od osoby z wydziału mieszkaniowego ,że powiedziałam o tych planach sąsiadce . Myślałam ,że jak rozmawiam z urzędniczką w biurze to jest to oficjalna rozmowa a nie sekret . Zresztą poszłam do niej ją przeprosić ale to i tak nic nie dało . Wyszło ,że to moja wina bo straszę sąsiadki :( Ma przyjść oficjalne pismo w tej sprawie , zobaczymy co mi przyślą .
Na razie zajmuję się komisją o niepełnosprawność , skompletowałam papiery i w poniedziałek zaniosę . Pewnie w listopadzie będę miała termin .
Lekarz mój zmienił mi zastrzyki przeciwbólowe na Diclak, biorę je ostatnio coraz częściej , kręgosłup szyjny daje się we znaki . Praca fizyczna tez swoje dokłada , ale bardzo chcę pracować rano idę więc na zastrzyk , a po południu do pracy . Ciągle mam nadzieję ,że organizm powoli się przyzwyczai i nabiorę siły i wytrzymałości . Szczególnie męczące jest dla mnie wchodzenie po schodach , na 3 piętro idę z dwoma przystankami. Wierzę jednak w to ,że z czasem wszytko się ułoży , w pracy nabiorę siły i wytrzymałości na 3 piętro będę wchodzić z uśmiechem :)z mieszkaniem też sprawa się wyjaśni i zdrowie będzie lepsze . Tak sobie tłumaczę ,że zmiany w życiu wychodzą na dobre , choć na początku wydaje się coś katastrofą później okazuję się być właśnie tym dobrą odmianą . Wiem ,że otacza mnie wiele życzliwych osób i to dodaje mi sił , to jest ważne dla mnie ,że nie jestem sama .
Quensyl który zamówiłam już się kończy wzięłam receptę na następny, uważam ,że dla mnie jest to dobry lek , zmienił wiele w moim samopoczuciu na lepsze . Jest duża różnica na plus w stawach no i zmniejszyły się moje problemy z wylewami w oczach , czasami coś tam się zaczyna dziać ale nie jest to takie agresywne i silne jak przed Quensylem .
Dominika czuję się już bardzo dobrze po zabiegu , kiedy pytam się czy jest jakaś różnica mówi ,że "Czuje teraz wiatr w gardle " . Przedtem migdały blokowały jej gardło miała problemy z połykaniem i ze słuchem w jednym uchu . Mam nadzieję ,że skończą się jej anginy .
Najmłodsza córka szykuje się w tym roku do Komunii .

poniedziałek, 3 października 2011

Dżem marchewkowo-pomarańczowy


Już w zeszłym roku przymierzałam się do zrobienia tego dżemu , gdzie tam mignął mi wśród przepisów w necie pomyślałam to coś ciekawego warto wypróbować i szkoda ,że wcześniej nie zabrałam się za jego produkcje bo dżem jest genialny . Ma piękny kolory smak pomarańczy i jest pełen witaminy A . Dodałam w trakcie robienia go odrobinę masła bo wit A zawarta w marchwi rozpuszcza się w tłuszczach i tak jest najlepiej przyswajalna .Przepis zmodyfikowałam do swoich potrzeb .Jest więc wypadkową różnych receptur które przeczytałam .

Składniki :
1kg marchwi
3 pomarańcze
1 cytryna
15dkg cukru ale można więcej jak ktoś lubi bardzie słodkie
1 żelfix na pektynie pod nazwą "dzemix"


Obraną marchewkę pokroiłam w cieniutkie plasterki , dodałam łyżkę masła i pól szklanki wody i ugotowałam do miękkości w szybkowarze.

Pomarańcze i cytrynę kroiłam na pół tak jak grejpfruta i i łyżką wybierałam miąsz tak aby był bez białej skórki która jest gorzka i pestek .

Ugotowaną marchew zmiksowałam na puszystą masę .

Do zmiksowanej marchewki dodałam sok i miąsz z cytrusów cukier i żelfix dobrze wymieszałam i ciągle mieszając gotowałam 5 minut na małym ogniu .


Gorący dżem wkładałam do małych słoiczków . O smaku tego dżemu mogę powiedzieć tylko OCH I ACH :))

niedziela, 2 października 2011

Pasztet domowy w słoikach

Pasztet robiłam już jakiś czas temu fotki czekają w pamięci komputera . Zamieszczę go dziś . Domowy pasztet ma przewagę nad tym ze sklepu ,że wiemy co jest w środku , możemy dostosować smak jego w zależności od naszych gustów . Moja wersja jest bez dodatku wątroby ale wypróbuję i tez inne wersje .Smak mojego pasztetu jest łagodny delikatny , jem go z dodatkiem warzyw na kanapce np . Dziś z rzodkiewką i koperkiem . Pasztet taki w małym słoiczku można zabrać do pracy lub na wycieczkę . Ja robiłam w małych słoiczkach po koncentracie .






Z myślą o pasztecie kupiłam "kolanka " wieprzowe nie wiem jak fachowo je nazwać ale nie jest to golonka tylko część przed nią, u mnie w sklepie po 3,20za kg .

Dwa takie "kolanka " zalałam zimną wodą ,osoliłam i gotowałam w szybkowarze aż mięso zmiękło i odchodziło od kości . Przed gotowaniem "kolanek " zdjęłam skórę z jednego bo wydała mi się nieapetyczna .Ugotowane mięsko na drugi dzień wyglądało tak .

Ugotowane mięso oddzieliłam od kości , a wywar odcedziłam do garnka .Do mięsa dodałam łyżkę skwarek ze słoniną ,akurat miałam taką ilość do wykorzystania .


Mięso i skwarki zmieliłam dwa razy w maszynce , można by było raz ale nie mam drobnego sitka tylko takie z dużymi oczkami .


Wywar z gotowania kolanek podgrzałam i dodałam dwie łyżki kaszy manny błyskawicznej odstawiłam aby kasza napęczniała .Potem dodałam zmielone mięso , dwie łyżeczki koncentratu pomidorowego dla koloru , i przyprawy . U mnie koniecznie utarta gałka muszkatałowa , sól ,pieprz , odrobina suszonego czosnku .
Wszystko razem zmiksowałam na gładką masę .

Zmiksowaną masę podgrzałam w baniaku ciągle mieszając, gorącą nakładałam do słoików .


Słoiki pasteryzowałam godzinę na maleńkim ogniu tak aby woda tylko mrugała . Na następny dzień także i jeszcze 3 dnia 30 minut . Jeśli chcemy przygotowywać przetwory z mięsa trzeba pamiętać o trzykrotnej pasteryzacji bo inaczej można się zatruć jadem kiełbasianym . Nigdy nie pomijam tej czynności . Pasztet tak przygotowany może stać bardzo długo . Składniki dostosowujemy do naszych potrzeb i możliwości .

czwartek, 29 września 2011

Dziękuje

Dziękuje za wszystkie dobre rady ! Cieszę się ,że tyle osób obchodzi nasz los . Jak narazie nikt nas z mieszkania nie wyrzuca . Czekam na oficjalne pismo . Porozmawiam ze swoim szefem wzgledem zmiany umowy o prace ,tak aby dalo się to dopasować do wymogów . Kiedyś zastanawiałam się czemu osoby ubogie latami nic nie robia i trwaają w swojej biedzie z pokolenia na pokolenie . Wczoraj to zrozumiałam , jeśli zajmuja mieszkanie socjalne nie maja innego wyjścia , bo inaczej stracą dach nad głowa . Ja nie chcę całe życie żyć na garnuszku podatników , cieszyłam się z pracy i uważałam ,że robię dobrze . Dbam o dzieci , wywiązuje się ze swoich obowiazków najlepiej jak umiem . Zastanawia mnie jak to jest możliwe ,że ja podpisałam bezterminowa umowę o najmie mieszkania komunalnego i czy to jest legalne i możliwe zerwanie takiej umowy i zamiana statusu mieszkania na socjalny .

Dzis zawiozłam córkę Dominike do Kliniki do Lublina , ma jutro miec zabieg wycinania migdałów . Jest mi smutno bo nie będe mogła z nią być bo pzreciez praca .Czy ktos widzi sens w tym wszytkim ???

środa, 28 września 2011

Co robić ???

Dziś dowiedziałam się taką wiadomość, że odechciało mi się wszystkiego a cały mój świat, który sobie do tej pory zbudowałam zniknął jak mańka mydlana. W Urzędzie miejskim dowiedziałam się, ze moja cała kamienica będzie miała zmieniony status z mieszkań komunalnych na mieszkania socjalne. W związku z tym umowa bezterminowa, którą podpisałam w Urzędem starci swoją ważność. Jeśli chcę nadal mieszkać w tym mieszkaniu, co jestem będę musiała podpisać umowę na najem lokalu socjalnego. Warunkiem podpisania takiej umowy są dochody na członka rodziny 362zł. Niestety o ironio losu ja od 12 września pracuję na pól etatu i przekraczam ten próg o 20zł. Jeśli chcę mieć gdzie mieszkać to muszę zrezygnować z pracy. Dziś całe popołudnie przepłakałam, łkałam nawet w pracy i nie umiałam tego powstrzymać. Może ktoś mądry może mi poradzić, co mam teraz robić?? Jeśli zgodzę się przyjąć tą umowę automatycznie zgadzam się na to, że nie podejmę żądnej pracy, bo wtedy będzie dochód większy?? Czy to oznacza, że aby zachować dach nad głową musimy już zawsze żyć w biedzie?? Czy ktoś może mi to wytłumaczyć jak to jest, bo ja już nic nie wiem, mój świat się rozsypał jak domek z kart moje plany na lepszą przyszłość dla dzieci rozwiały się jak dym, … Co robić proszę niech ktoś mi coś powie czy doradzi, bo oszaleję?!

niedziela, 25 września 2011

Drożdzówki z makiem i z serem .





Najprostsze rzeczy są najsmaczniejsze . Dziś na śniadanie przygotowałam drożdżówki , uwielbiam ciasto drożdżowe robić i jeść . Daje tyle różnych możliwości .
Ciasto :
500g mąki
75g cukru
szklanka 250ml ciepłego mleka
30g świeżych drożdży
100g margaryny lub masła

W dużej misce nastawiam zaczyn ciepłe mleko , rozkruszone drożdże cukier i szczypta soli i dwie łyżki mąki . Mieszam i odstawiam aby urosło .Potem dodaje przesianą mąkę roztopiony tłuszcz mieszam końcówkami robota a ja się już dobrze połączy , odstawiam miskę w ciepłe miejsce i nakrywam ją czystą ściereczką . Wyrośnięte ciasto wyrabiam ręką , można podsypać odrobinę mąką jeśli się klei do rąk . Kulę ciasta dzielę nożem na połowę i połówki na części tak aż otrzymam 12 części . każda rozwałkowuję na okrągły placuszek , podsypując mąką układam nadzienie zwijam jak naleśnik w rulonik kroję na dwie polowy i nacinam od góry . Serce robi się podobnie ale nacina się ciasto w pół.

Tak jak Dorota na swoim blogu
http://mojewypieki.blox.pl/2009/10/Slodkie-drozdzowki-serca-z-orzechowym-nadzieniem.html
Jej blog jest dla mnie zawsze nieustającym źródłem inspiracji .

Nadzienie to ugotowany mak przemielony 3 razy przez maszynkę osłodzony cukrem i ser rozgnieciony z żółtkiem cukrem i budyniem waniliowym .


W pracy jest fajnie ,ale jednocześnie ciężko fizycznie bo jestem sama na 3 piętrowy budynek . Na razie jak wracam do domu jestem bardzo zmęczona , najgorzej męczy mnie wchodzenie po schodach , ale myślę ,że to kwestia czasu , nabiorę wprawy . Mam teraz mniej czasu i siły na domowe obowiązki dlatego nie piszę na blogu . Zostaje mi niedziela i sobota na kuchenne przyjemności .

niedziela, 18 września 2011

Marchwiak -potrawa regionalna lubelska

Jest to ciasto regionalne z lubelskiego , niestety nie jest popularne i warto go przypomnieć bo jest smaczne i zdrowe. Przepis na niego znalazłam n necie i dziś wypróbowałam .
Link do przepisu .
http://www.doradcasmaku.pl/przepis/74372/lubelski-marchwiak.html

Składniki:
50 g drożdże,
500 g mąka,
1/2 szkl ciepła woda,
1/2 szkl ciepłe mleko,
1/2 szkl cukier,
1 szt białko,
1 szt żółtko,
1 szt jajko,
1/4 szkl olej,
szczypta soli,
1 szkl strata marchew,
3 łyzki mak,

Drożdże rozpuścić w mleku z cukrem i 3 łyżkami mąki. Odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Mąkę przesiać do miski, dodać sól, olej, jajko, żółtko, połowę wody i drożdże. Wyrabiać ciasto aż będzie gładkie. Odstawić przykryte ściereczką do wyrośnięcia w ciepłe miejsce. Wyrośnięte ciasto jeszcze raz wyrobić i rozwałkować na 2 placki. Ułożyć na nich marchew, posypać cukrem i makiem Zalepić placki, posmarować rozmąconym białkiem i posypać makiem. Piec ok 30 min w 180st.
Nie udało mi się przekroić tak jakbym chciała ale ciasto jest jeszcze gorące.



piątek, 16 września 2011

Cuda w kuchni "Bułeczki roxanny 1336 -szarlotki"

Nie lubię wyrzucać nic z jedzenia , staram się zagospodarować każdą odrobinę z szacunku do pożywienia . Uważam ,że jeśli wyrzucam coś co kupiłam do kosza to tak jakbym wyrzucała pieniądze. Dziś miałam do wykorzystania 4 czerstwe bułki , jednego bardzo dojrzałego banana i 3 jabłka które dzieci raz ugryzły w szkole i przyniosły w plecaku do domu . W lodówce było tez samotne białko . Wymyśliłam z tego takie danie . Jabłka obrałam i pokroiłam w kawałki , rozgotowałam w rondelku . Jak już były miękkie dodałam pokrojonego banana chwilę jeszcze podsmażyłam . Otrzymałam taki dzemik dodałam do niego łyżeczkę cukru i soku z cytryny bo od banan było trochę mdłe w smaku . Pasował by do tego cynamon ale jakoś ja i dzieci nie lubimy cynamonu ale wiem ,że jeśli ktoś lubi to fajnie się komponuje z jabłkami . Dodałam tez kilka rodzynek .

Teraz trzeba przygotować bułeczki , nożem wyciąć środki , a miąsz po bokach wybrać palcami .

Do środka dajemy nadzienie .



Białko jaja ubiłam na sztywną pianę potem dodałam kopiastą łyżkę cukru i ubijałam .Powstała beze ułożyłam na wierzchu bułeczek.

Bułeczki zapiekałam w temp.150 stopni az beza się przyrumieniła .

środa, 14 września 2011

Jak zrobić domowy Twaróg

Aby zrobić domowy twaróg trzeba uzbroić się w cierpliwość , tutaj pośpiech jest niewskazany . Zrobiłam już wiele twarogów jedne były pyszne inne nie udawały się . Jak robiłam z mleka prosto od krowy bywało ,że wychodził gorzki . Teraz robię twaróg z tego co uda mi się trafić w przecenie . Czasami w sklepie są jogurty maślanki czy kefiry przecenione na symboliczne sumy tak jak ostatnio jogurt po 0,14 groszy a litrowa maślanka po 0,55 . Twaróg można robić z samego mleka lub mieszać ze sobą jogurt śmietanę kefir i maślankę . Dobrze jest mieć do serowarzenia :) garnek z grubym dnem . Wtedy ciepło długo się utrzymuje i równomiernie rozprowadza po powierzchni . Kiedyś można było warzyć ser stawiając baniak na brzegu płyty kuchennej mam na mysli kuchnię węglową . Tam powoli dochodził do siebie ale teraz raczej nikt na takich kuchniach nie gotuje i wykorzystamy do tego celu palnik kuchenki gazowej .

Do baniaka wlałam to wszytko co na fotce jogurty naturalne maślankę i śmietanę bo stała otworzona w lodówce i chciałam ją wykorzystać .

Do powstałej mieszaniny dodałam soli tak ze dwie łyżeczki i łyżkę octu . Postawiłam na jak najmniejszym ogniu i powoli ogrzewałam . Jeśli widziałam ,że temp zbyt się podnosi zestawiłam z ognia . Absolutnie nie powinno się zagotować, wtedy robią się twarde grudy w środku masy twarogowej . Ogrzewanie trwa dość długo po pewnym czasie zaczyna się oddzielać serwatka i ser widać szczególnie po bokach baniaka ,że nasz praca zbliża się do finału . Nie wolno nic mieszać w trakcie całego procesu ogrzewania . Jeśli dodamy więcej soli to otrzymamy ser podobny do fety jeśli tylko troszkę to będzie można wykorzystać go i do słodkich potraw . Powstała serwatka jest dobra i można ją wykorzystać np . do pieczenia chleba zamiast wody .

Teraz można odcedzać ser , ja mam do tego specjalną pieluszkę używam jej tylko do robienia sera . można też kupić w aptece gazę ale musi być złożona kilkakrotnie inaczej ser wyleci poprzez dziurki . Ja odcedzam w ten sposób ,ze wykładam pieluszką cedzak do makaronu wlewam ser razem z serwatką do pieluszki i na niej ser zostaje serwatka spływa pod spód .Niestety zapomniałam zrobić fotkę z tego etapu . Jak serwatka dobrze obcieknie zawijam ser w pieluszkę i kładę między dwa talerze . Stawiam coś ciężkiego na nie i zostawiam tak na noc . Rano odwijam gotowy odsączony ser . Z tych wszystkich jogurtów maślanki i śmietany otrzymałam ponad 1kg pysznego sera .

poniedziałek, 12 września 2011

Pierwszy dzień w pracy :)

Od długiego czasu szukałam pracy takiej aby pogodzić opiekę nad dziećmi i czasem pracy . Jako ,że region lubelski jest trudny do szukania pracy na dodatek w grę wchodziło tylko moje małe 20tyś miasteczko wiec nie było to proste ale udało się :) Od dziś jestem pracownikiem na pól etatu w firmie sprzątającej :) Moje miejsce pracy to pobliski bank , jutro będę załatwiać różne formalności . Moje milczenie na blogu wynikło z rozpoczęcia roku przez dzieci . Wstaję teraz przed 6 aby się ze wszystkim wyrobić ,trzeba im pomóc w lekcjach i naszykować ubrania dopilnować i sprawdzić plecaki . Wieczorem już o 21 jestem bardzo zmęczona a przed 22 juz śpimy . Na pewno będę pisać na blogu niech tylko sobie wszytko zorganizuje . Bardzo się cieszę ,że w końcu mi się udało znaleźć pracę :)

niedziela, 4 września 2011

Bułeczki świnki








Już dawno wpadły mi w oko te bułeczki przepis i fotki znalazłam na blogu "moje wypieki " A jeśli coś tam jest to znaczy ,że nie może być niesmaczne . Przy bułeczkach jest trochę roboty ale efekt wizualny i smakowy wynagradza każda chwilkę spędzoną na ich produkcji . Ja miałam dwie pomocnice , zawsze staram się zachęcać dzieci do pomocy przy gotowaniu . Jest to wspólnie spędzony czas i mają możliwość nauczyć się zrobić coś w kuchni . Było by mi bardzo miło gdyby moje dzieci miały kulinarne zacięcie tak jak ja . Jutro do szkoły poniosą te bułeczki zrobiłam je w dwóch wersjach z nadzieniem z mlecznej czekolady i kiszonej kapusty . Lepiłam ostatnio pierogi z kapustą kiszoną i zostało mi trochę nadzienia dziś mogłam go wykorzystać do bułeczek . Nadzienie czekoladowe to mleczna czekolada podzielona na kostki .
Przepis na bułki świnki pochodzi z tej strony
http://mojewypieki.blox.pl/2009/03/Buleczki-swinki.html
"Składniki na ciasto drożdżowe:

400 g mąki pszennej
1 opakowanie suchych drożdży (7 g) lub 14 g świeżych
1 jajko
200 ml naturalnego jogurtu
100 ml ciepłego mleka
pół łyżeczki soli
1 łyżeczka cukru (można dać mniej, jeśli nadzienie jest wytrawne)


Wszystkie składniki na ciasto drożdżowe dokładnie wyrobić (można to zrobić w maszynie do pieczenia). Przykryć ręczniczkiem i pozostawić w cieple do podwojenia objętości.

Składniki na ciasto maślane:

150 g mąki
100 g masła

Składniki połączyć razem i dobrze wyrobić.

Nadzienie (ja pominęłam) - dowolne, np. pieczarki z cebulką + ser (jak na pizzę), masa marcepanowa z orzeszkami.

Ponadto:

1 jajko roztrzepane z łyżką mleka, do smarowania
1 białko, lekko roztrzepane, do sklejania

Ciasto drożdżowe po wyrośnięciu połączyć z ciastem maślanym, dobrze wyrobić, do gładkości, by nie było grudek. Rozwałkować na grubość około 5-6 mm (jeśli chcecie z nadzieniem to wtedy o połowę cieńsze, na środek kłaść łyżeczkę nadzienia i boki sklejać białkiem z drugim krążkiem). Szklanką wycinać głowy świnek, z mniejszej foremki wyciąć nosy, uszy jako ćwierć mniejszego koła. Wszystkie elementy skleić z głową za pomocą białka. Oczy i dziurki zrobić za pomocą dostępnych składników - pieprz, goździki, zioła, marcepan, czekolada itp.,(pamiętajac by np. pieprz usunąć przed podaniem dziecku).""


Bułeczki wycinałam szklanką, ryjki i uszka kieliszkiem do jajek . Ciasto jest fantastyczne , łatwo się formuje i pasuje dobrze do słodkiego i słonego nadzienia.

















sobota, 3 września 2011

Czekoladki ręcznie robione.

Pierwszy raz zobaczyłam je na stronie gazety .pl
http://fotoforum.gazeta.pl/72,2,777,127931195.html
Od razu zamarzyłam o takich foremkach silikonowych do robienia czekoladek ,ale cena nawet tych z Ikei była dla mnie zbyt duża . Dziś byłam w Rossmanie i trafiłam na przecenę silikonowych foremek .Pewnie dlatego ,że był to bałwanek i renifer ale wcale mnie to nie zraziło ba ucieszyłam się jakbym w totka wygrała :))

ucieszona ,że na 6zł kupiłam dwie wymarzone foremki pognałam od razu do Biedronki po czekolady aby je natychmiast wypróbować i zrobić swoje pierwsze pralinki . W pracy nad nimi pomagał mi mój pomocnik kuchenny :)Na 16 czekoladek zużyłam dwie mleczne czekolady i jedną biała . Niestety te najtańsze nie błyszczą się tak pięknie jak te droższe i na fotkach nie wygląda to idealnie, ale dzieci były zachwycone i bardzo im smakowały .Nadzienie to rozpuszczona kawa cappucino w odrobinie słodkiej śmietanki . Nic innego na szybko nie przyszło mi do głowy . Nadzienie było jednak zbyt lejące i muszę wypróbować coś innego następnym razem .

Na początku rozpuściłam cappucino w proszku w niewielkiej ilości słodkiej śmietanki pomocnik pomagał mieszać .

Potem czekoladę tą ciemniejszą połamała na kawałki i rozpuściłam ją w mikrofalówce tak tylko aby była płynna i nie za bardzo gorąca .

Potem czekoladę rozprowadzałam pędzelkiem dokładnie po ściankach foremki którą uprzednio schłodziłam w zamrażalniku . Nakładałam taką warstwę dwukrotnie , za każdym razem odkładając formę do zamrażalnika bo tak szybciej tężeje czekolada .

Potem łyżeczką nakładałam trochę nadzienia , a na wierzch rozpuszczoną biała czekoladę już nie pędzelkiem ale małą łyżeczką .
Czekoladki chłodziły się w zamrażalniku może niecałe pólgodziny bo wszyscy czekaliśmy w napięciu co z tego wyjdzie . Bałam się ,że jak będe je wyjmowac z foremki to się połamią lub rozleca ale było bez problemów . Po prostu naciskałam od spodu i hop czekoladka wyskakiwała .
Ale się cieszę ,że tak trafiłam na taką super przecenę :))







środa, 31 sierpnia 2011

Eko -podpaska

Jestem osobą ciekawą świata i różnych nowinek .Trafiłam w necie na taki artykuł o ekopodpoaskach . Pierwsza myśl to była ,że to śmieszne niepraktyczne i w ogóle do bani !
Podaję link do artykułu .
http://fitness.wp.pl/zdrowie/metody-naturalne/go:2/art74,gadzety-ekokobiety-.html

Potem pomyślałam ,że warto było by wypróbować zanim się oburzę i stwierdzę ,że to idiotyczny wynalazek . Poszukałam po angielskich stronach o dziwo okazało się ,że takie podpaski mają wiele entuzjastek i są naprawdę ładne .
Z kawałka czerwonej satyny i mojej piżamki w kotki powstał prototyp takiej ekopodpaski .

Przy okazji szycia nauczyłam się jak się przymocowuje takie zatrzaski jak są przy bodach .


Wiem ,że będą osoby dla których taka forma zabezpieczenia na te dni jest ohydna bleeee i do bani , ale po przetestowaniu stwierdzam ,że podpaska taka jest niewyczuwalna w czasie noszenia , mega miła i przyjemna , ale nie jest tak chłonna jak zwykła podpaska . Nadaje się za to super do noszenia wtedy kiedy krwawienie nie jest zbyt obfite . Podpaski zużyte tzreba namoczyć w zimnej wodzie na 2-3 godziny a potem normalnie prać . Plamy takiego rodzaju urwalaja się w wysokiej temp i pod wpływem proszku do prania , ja używam wtedy szarego mydła. Jest bardzo dobre na spieranie wszelkiego rodzaju plam. To dotyczy też bielizny, nie wolno wkładac jej w gorąca wodę tylko w zimną i płukać do skutku . Można próbować wody utlenionej do wywabiania plam ale raczej z białych tkanin .

Wiem wiem ,jestem dziwna , ale ciekawie mnie wszytko nowe i inne prasowałam nawet żelazkiem na dusze bo interesowało mnie jak to działa .

Jeśli ktoś chciałby przetestować taki "eko" wynalazek , może zamówić u mnie , mam nowe materiały flanelowe nie bójcie się ,że uszyje wam ze swojej starej piżamy :)))

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Wirus HCV wciaż ze mną :((

Dzwoniłam właśnie do lekarza prowadzącego po wyniki na obecność wirusa HCV, niestety cud się nie zdarzył . Wirus jest nadal ze mną .... jedynie dobre wyniki z ostatniego pobytu w szpitalu dają mi nadzieję ,że pomimo wszytko da się z tym dziadostwem żyć .


Dziękuje za życzliwe słowa w komentarzach , byłam prawie pewna ,ze jestem już zdrowa . Jakoś tak irracjonalnie uwierzyłam ,że to możliwe . Wydawało mi się ,że wynik to tylko będzie formalność i potwierdzenie . Wiem ,że to głupie ale uwierzyłam w cud ..Było by super zapomnieć o tym wszystkim zmienić tytuł bloga na "roxanna" i żyć normalnie nie bojąc się o to ,że mogę być dla innych zagrożeniem . Dziękuje za wsparcie psychiczne , super ,że jest tyle osób życzliwych mi i dla których jestem ważna . Trzeba żyć dalej , cieszyć się dobrymi wynikami i dobrym samopoczuciem i nie chcieć od życia zbyt wiele cudów na raz :)

niedziela, 28 sierpnia 2011

Scones -czyli proste bułki na sodzie


Już dawno miałam ochotę wypróbować ten przepis , czytałam wiele pochlebnych opinii ,ze łatwe i smaczne .dziś rano miałam tylko kilka kromek chleba i zamarzyły mi się miękkie bułeczki na śniadanie . Rzeczywiście robi się je bardzo szybko , przepis jest łatwy i na stałe wchodzi do mojego menu. Do zrobienia scones użyłam mąki typ 659 , ale myślę ,że można śmiało mieszać różne mąki ze sobą a do ciasta dodawać ulubione dodatki ziarna rodzynki lub co tylko lubimy . Według mnie ważne jest to aby ciasto było dość luźne bo wtedy bułeczki ładnie rosną i nie są twarde . Mi najbardziej smakują po wystygnięciu .Na śniadanie zjadłam je z masłem i domowej roboty dżemem z malin .
Wzorowałam się na przepisie z tego linku
http://spec.pl/kulinaria/potrawy/jak-zrobic-scones

W dużej misce wymieszałam łyżką 500 g mąki , łyżeczkę soli łyżeczkę cukru łyżeczkę sody i dodawałam kefir z braku maślanki . Kefir zużyłam prawie cały duży , potem ciasto przełożyłam na stolnice podsypaną mąką i lekko zagniotłam formując kulę . Potem podsypując mąką rozwałkowałam, pocięłam na paski i kroiłam nożem na nieregularne trójkąty . Blachy lekko natłuściłam i układałam scones. Piekarnik był już rozgrzany do 220 stopni bo włączyłam go jak tylko zaczęłam robić ciasto . Po 15 minutach były już gotowe . Skórka powinna być dość ciemna , rumiana wtedy są dobrze upieczone w środku . Z podaje porcji wyszło mi tyle bułeczek jak na fotce .


fajne pomysły mają te zagraniczne gospodynie :) Ciekawe jaką historie maja te bułki ?